wtorek, 13 października 2009
nie sto lat.
2 miesiace, ale to i tak strasznie dlugo
ale tak to jest, ze jak sie dzieje dobrze,
to sie woli o tym nie pisac, zeby nie zapeszyc...
a dzieje sie bardzo. dobrze.
nowe miejsca, ktore staja sie Twoimi miejscami
nowe wyzwania, ktore daja Ci satysfakcje, jakiej nigdy bys sie nie spodziewal
nowe emocje, ktore daja Ci pozytywnego kopa na codzien
nowe uczucie, ktore czyni Cie lepszym czlowiekiem
piątek, 14 sierpnia 2009
ad. jawa czy sen
21-07-2009
From: Gekon
To: Żółw
Subject: moj sen. nie wiem czy on ma cos znaczyc. moze Ty na cos wpadniesz
miałam dzisiaj sen.
sniło mi się że siedziałam bardzo długo w pracy, w ogóle wszyscy do bardzo pozna siedzieli w biurze. i nagle rozpetala sie okropna burza, taka z gradem piorunami i deszczem, lało tak, że aż wyłączyli prąd, i wszyscy byliśmy uwięzieni w srodku w biurze.
w końcu troche przestało padać, tzn. padało troszke mniej i ludzie zaczeli wychodzić, majac nadzieje ze uda im sie w ogole dotrzec do domu.
niektorzy rowerami, niektorzy taksowkami, na ktore trzeba bylo bardzo dlugo czekac
ja bylam jedna z ostatnich osob jakie wychodzily z biura, czekal na mnie tylko M:* i to gdzies przed budynkiem. bo juz nie padalo, byla nawet tecza. kiedy juz wychodzilam ze swojego pokoiku uslyszalam ze w pokoju obok mojego, mimo ze nie swiecilo sie swiatlo ktos jeszcze jest. zajrzalam, a tam siedzial, a wlasciwie spal na biurku Pan J. obudzil sie kiedy zapalilam swiatlo i powiedzial ze nie ma po co do domu wracac, bo jego malzenstwo sie rozpadlo, a zona nie pozwolila mu wrocic do domu. poplakal sie.
zabralam go ze soba, bo chcialam mu pokazac ze swiat jest piekny i nie ma co plakac.
wyszlismy i ujrzalam 3 sceny:
zaraz kolo budynku biura palil sie budynek w ktorym uwiezieni byli studenci chemii albo medycyny, bo byli w bialych kitlach. budynek byl bardzo wysoki i betonowy, od strony z ktorej go widzialam mial tylko jeden balkon z ktorego oni skakali. widzialam jak niektorzy skacza i bezpiecznie laduja a niektorzy spadali tak, ze lamali sobie nogi i rece i nie mogli wstac...wygladalo to jakby skonczyla sie wlasnie wojna jakas., bo po tej burzy drzewa byly polamane, budynki zburzone i palace sie.
za tym budnkiem na czystym wczesnorannym niebie widac bylo tecze,
a nieopodal pod duzym starym rozlozystym drzewem, ktorego dziwnym zbiegiem okolicznosci nie polamala burza stal M:* i na mnie czekał.
i poczulam spokoj.
14-08-2009
From: Żółw
To: Gekon
Subject: Re:
WOW
mialas naprawde piekny sen!
az czuje sie wzruszona... prawie chce mi sie plakac na tym slicznym zakonczeniu,
bardzo dramatyczne sceny opisujesz
ale moim zdaniem one tylko podkreslaja piekno calej reszty
z reszta co ja sie bede wymadrzac :P
zapytam - tj nam tlumaczyli na zajeciach z psychologi;
A Ty jak uwazasz, co ten sen oznacza wg Ciebie?
jestem oczarowana,to glebsze noiz moje ostatnie "kroliczki"
(...)
dopiero teraz nadrabiam zaleglosci i odgruzowuje swoja poczte,
mail od Ciebie sprawil mi duza radosc
Dziękuję Ci że podzielilas sie ze mna swoim Snem! :*
(i ze umiescilas moj blog w swoim :P)
From: Gekon
To: Żółw
(...)
sen jak sen, taki po prostu mi się przyśnił...
a mysle sobie, ze on po prostu znaczy,
ze po takim okresie burz i zawirowan w moim zyciu,
po tej katastrofie, ktora wtedy bylo dla mnie rozstanie z ex,
po tym, jak to zawsze ja kimś musialam/chcialam sie opiekowac
nadszedl czas, ze znalazl sie ktos kto bedzie chronil mnie
i z kim czuje sie dobrze i bezpiecznie.
***
wtorek, 11 sierpnia 2009
Pojechaliśmy w Bieszczady.
Dobrym ludziom los sprzyja, była fantastyczna pogoda,
ładujące akumulatory słońce.
I to cudowne poczucie, że nic nie muszę, nie mam nic co mnie ogranicza, wszystko mogę:)
ze nie muszę nic planować, a wszystko co (z)robimy zalezy tylko od tego jaki będziemy mieli nastrój i na co będziemy mieć ochotę...
Dziesięć cudownie leniwych,
rozpieszczająco słonecznych,
relaksujących i odstresowujących dni.
Czas na to, by znów posłuchać siebie, zastanowić się nad swoimi emocjami i uczuciami,
co na codzień spycha się gdzieś w kąt, "na później", bo na codzień nie ma na to czasu.
Szczególnie dni spędzone u Babci Pana M* dały mi tak wiele różnych emocji,
myśli,
spostrzeżeń...
Takze takie, że z M* chcę się tymi swoimi rozmyśleniami dzielić i nie boję się,
ze zostanę wyśmiana.
I że co więcej, zostanę wysłuchana uważnie.
Coraz bliżej.
Coraz mocniej.
piątek, 24 lipca 2009
Wczoraj odbyła się pierwsza rowerowa wycieczka w tym roku. Zakończona niesamowitą ulewą, burzą nawet. wróciłam przemoknięta do suchej nitki. I szczęśliwa.
W niedzielę wyruszam w Bieszczady. Ukochane. Teraz nawet bardziej chyba.
2 tygodnie bez komputera, internetu (chyba), bez pracy, bez stresu.
Potrzeba mi już tego bardzo.
Odezwę się po powrocie.
piątek, 17 lipca 2009
jawa czy sen?
Nie jestem specjalistką w opisywaniu ich (kiedy opowiadałam go zaraz po przebudzeniu opis był BARDZO chaotyczny), wiec nie będę tego tutaj robić.
Od tego są inne blogi:)
na jawie to ostatnio tez sporo sie dzieje.
prawdopodobnie zmieni się profil tego co robię w pracy, ale póki co nie będę Ci o tym pisać.
Dopóki nie mam tego czarno na białym nie będę się wychylać...
Ale idzie chyba ku lepszemu. oby.
G. była w Mieście Doznań, była mała impreza urodzinowa,
taka prawdziwa, z prezentami, balonami, "sto lat" i tortem malinowym.
Mam nadzieję, że G. się podobało, bo była to niespodzianka.
i że mimo choróbska dobrze się bawiła:)
było trochę znajomych - takich G. i moich wspolnych a takze takich tylko G. wlasnych.
z niektórymi nie udało mi się porozmawiać, chociaż chciałam. na przykłąd z A.
z A. muszę się w końcu umówić na kawę, ustawiamy się juz kilka miesięcy i ciągle nie wychodzi...
za to z M. nawet gdybym chciała (bo się pojawił), to chyba juz nie mamy o czym. smutne to troche, ale w sumie nam obojgu (tzn. mi na pewno a mam nadzieję, że M. też) wyszło to na dobre. szkoda tylko ze znając się tyle lat, podobno jak łyse konie, nie mamy o czym rozmawiać. na żaden temat. a najbardziej burzliwa dyskusja toczy się w następujący spodób:
-cześć
-hej
-co u Ciebie?
-w porzadku. a u Ciebie?
-okej.
-no to dobrze.
i nie ważne kto zaczyna tę fascynującą dyskusję, po 30 sekundach nie ma juz o czym rozmawiać...
* nawet nie wiedziałam, ze się tak za G. stęskniłam. to zupełnie nieprawdopodobne jak sie nie docenia tego, ze się można codziennie spotkać, codziennie razem wypić kawę, jak mało wysiłku wkłada się w to, zeby takie spotkania uskuteczniać. i jak ich później brakuje strasznie.
pogodziłam się już z myślą, że mieszkania własnego nie będzie.
póki co. moze to znak, ze powinnam raczej mieszkac w domu na wsi?
a tymczasem szukam komórki do wynajęcia.
dam znać jak poszło:)
i chyba jestem dość szczęśliwa ostatnimi czasy.
nie powiem więcej, żeby nie zapeszać :)
środa, 8 lipca 2009
w ostatnim czasie - Pan M. miał urodziny i wyszło troche nie tak jak chciałam... mam niedosyt jeśli chodzi o zorganizowanie tego dnia, ale generalnie plan dnia zmieniał się z prędkością światła i tak naprawdę to był jeden wielki spontan.
mam nadzieję, że mimo to Jemu się podobało. to dla mnie najwazniejsze...
później pojechaliśmy na Openera. bylo przefantastycznie.
fizycznie zmeczylam sie bardzo - niedobor snu plus kilomerty robione na terenie festiwalu robily swoje,
za to glowa, mysli, tak emocjonalnie odpoczelam bardzo bardzo. bylo mi to bardzo potrzebne. taki przed-urlop, ktorego nie moge sie doczekac.
zeby pojechac na tego openera zostalam w sumie zmuszona.
przegralam zaklad i taka byla moja kara (nagroda?) :)
ciesze sie strasznie, bo choc pewnie wiele mozna by tej imprezie zarzucic, ja mam ogolnie bardzo pozytywne wrazenia i juz zbieram kase na przyszly rok:)
...
zablokowalam sie jakos.
brakuje mi fotografowania.
z dwoch stron.
ostatnio jakos bardzo bardzo, bardziej niz wczesniej
....
G. ma dzisiaj urodziny. i Młoda ma imieniny.
więc G. już życzyłam:
"G. Kochana, teraz to przede wszystkim zdrowia dużo Tobie życzę.następnie miłości, bo przy grypie trzeba sie wygrzac, wiec grzej sie w tej miłości ciepełku.oraz również życzę Ci samych szczęśliwości, cudowności, radości, szaloności, dobroci(to się kurna nie chce na "ści" kończyć, ale nie moglam inaczej tego wymyślić...:))wiesz że życzę Ci wszystkiego lepszego niz komukolwiek innemu. :*"
Młodej jeszcze cośtam muszę wymyślić.
i znaleźć w końcu czas żeby zakupić prezenta, co mam już dawno na myśli, tylko nie ma kiedy zajrzeć do sklepu.
musze czesciej pisac, bo pozniej jakos tak z rytmu wypadam i jakos nie moge mysli ogarnac...
poniedziałek, 29 czerwca 2009
ad. "(nie)moje mieszkanie"
http://w267.wrzuta.pl/audio/8kORnTyMCH1/mikromusic_-08-_moje_mieszkanie
i napkręcała mnie pozytywnie i optymistycznie.
a teraz jakoś mniej...
chociaż już mi troszku lepiej, nie myślę już tyle o tym co było,
no bo po co płakać nad rozlanym mlekiem?
zaczynam też widzieć pozytywne strony całej tej akcji i jej niekoniecznie happy endu.
piątek, 19 czerwca 2009
(nie)moje mieszkanie
Do: Mamken
mieszkania nie bedzie.
banki sa glupie. i niekompetentne.
historia dluga (a moze nie az tak, to w koncu tylko 3 miesiace mojego, rodzicow, wlascicieli mieszkania i tych wszystkich urzednikow, ktorzy wydawali kolejne zaswiadczenia, zycia) wiec opowiem Ci jak sie spotkamy.
rzecz w tym, ze na razie Pania na Wlosciach nie bede.
moze za 100 lat. jak juz mnie bedzie stac zeby za gotowke cos do mieszkania kupic. w banki sie juz bawic nie bede. ale w sumie kartoniki, zeby sobie pod mostem ustawic az tak drogie chyba nie sa, wiec spoko, nadal widzimy swiatelko w tunelu.
ano. to tyle wyrzucania z siebie zalu i frustracji :]
wtorek, 16 czerwca 2009
nie myśl tyle
o co chodzi z Twoim opisem?
Gekon 16:10:07
"nie mysl tyle" to to, co zwykle
Gekon 16:10:23
myslacy mi sie załaczyl i zaczelam analizowac swoje uczucia
Przyjaciel 16:10:41
;>
Gekon 16:11:01
ale analiza idzie w jak najlepszym kierunku :)
Przyjaciel 16:11:09
analizujesz i do czego dochodzisz?
Gekon 16:11:15
no wlasnie...
te analizy powoduja ze jestem bardziej zagubiona niz jak nie mysle, tylko samo sie dzieje
bo jak sie samo dzieje, to jest DOBRZE, po prostu dobrze
a jak zaczynam analizowac, myslec to zaczynam miec mysli - a co jak cos sie nie uda
Przyjaciel 16:14:17
:] no jak dochodzisz do takich myśli to faktycznie lepiej nie myśleć
no właśnie, lepiej pozwolić żeby coś działo się samo
Gekon 16:15:36
aha
Przyjaciel 16:16:01
aha :D
Gekon 16:16:31
w sensie: no właśnie, a ja się chyba, Przyjacielu, zakochuję
Przyjaciel 16:16:59
i to takie straszne?
Gekon 16:17:08
nie, nie straszne
strasznie fajne raczej
juz się bałam, że się już nigdy nie zakocham
że nie pozwolę sobie na to
ze strachu
a z Nim się nie boję
:)
wtorek, 26 maja 2009
"Przejeżdżam przez Szczęście, ma tylko 100 metrów długości”.
Albo może inaczej - złe rzeczy, jakie stały się częścią mojej rzeczywistości sprawiły, że przestałam zauważać te Małe Szczęścia, które sprawiają, że chce się żyć i widzi się sens.
Ostatnio
znów zaczelam zauwazać Małe Szczęścia
Słoneczne popołudnie nad małym jeziorem,
albo spacer nad rzeką
Poranna herbata po nieprzespanej nocy
Sałatka w lodówce
Chodzenie boso po piasku
Gapienie sie w niebo
Mama w dobrym humorze
"Dziękuję", którego się nie spodziewasz
Spotkanie z kimś, kto jest dla Ciebie bardzo ważny, a na codzień jest zbyt daleko
Gofry w maleńkim mieszkaniu i oglądanie zdjęć
To, ze masz z kim podzielić się kanapką...
Dobrze jest...
piątek, 15 maja 2009
JEST!
oto nadeszła.
oto podjęta została.
po długich bojach, zawirowaniach, okresach niepewności...
Jest.
DECYZJA POZYTYWNA.
no i co dalej,
przez to wszystko, co działo się zanim on nadeszła
straciłam radość,
wcześniej wyobrazalam sobie, ze jak juz zadzwonią, powiedzą ze TAK! Jesteśmy na TAK!
będę skakała z radości, ze może nawet się popłaczę, że będę chciała świętować ...
póki co nie ma nic. jest lekki niesmak.
i jakieś takie niedowierzanie, że ta historia może mieć pozytywny finał.
póki co słucham piosenki:
http://w267.wrzuta.pl/audio/8kORnTyMCH1/mikromusic_-08-_moje_mieszkani
poniedziałek, 11 maja 2009
Napięcie
nie wytrzymam.
zastanawiam się, czy dzisiaj dopadnie mnie bezsenność
czy zasnę jak kamień, żeby przespać stres.
jutro okaże się, co jest mi pisane.
oby się udało. trzymajcie kciuki.
wtorek, 5 maja 2009
kiedy nie mogłam sie skupić i zaślepiały mnie złe emocje
przypomniała mi o tekście Max'a Erhmann'a.
Ostatnio uświadomiłam sobie, że idea, koncept, przesłanie jakie niesie sobą ten tekst
jakoś przyszło to też do mnie
Spokojniejszam.
i dobrze mi z tym.
Dziękuję Ci.
***
Desiderata
Max Ehrmann
Go placidly amid the noise and haste, and remember what peace there may be in silence.
As far as possible, without surrender, be on good terms with all persons.
Speak your truth quietly and clearly; and listen to others,
even to the dull and ignorant; they too have their story.
Avoid loud and aggressive persons, they are vexations to the spirit.
If you compare yourself with others, you may become vain and bitter,
for always there will be greater and lesser persons than yourself.
Enjoy your achievements as well as your plans.
Keep interested in your own career, however humble;
it is a real possession in the changing fortunes of time.
Exercise caution in your business affairs, for the world is full of trickery.
But let this not blind you to what virtue there is;
many persons strive for high ideals,
and everywhere life is full of heroism.
Be yourself. Especially do not feign affection. Neither be cynical about love;
for in the face of all aridity and disenchantment it is as perennial as the grass.
Take kindly the counsel of the years, gracefully surrendering the things of youth.
Nurture strength of spirit to shield you in sudden misfortune.
But do not distress yourself with dark imaginings.
Many fears are born of fatigue and loneliness.
Beyond a wholesome discipline, be gentle with yourself.
You are a child of the universe no less than the trees and the stars;
you have a right to be here. And whether or not it is clear to you,
no doubt the universe is unfolding as it should.
Therefore be at peace with God, whatever you conceive Him to be.
And whatever your labors and aspirations, in the noisy confusion of life,
keep peace with your soul. With all its sham, drudgery and broken dreams,
it is still a beautiful world. Be cheerful. Strive to be happy.
***
sobota, 2 maja 2009
Znaki
jeśli w nie wierzyć, to mam się czego bać.
więc boję się.
niespełna 3 tygodnie temu miałam dwie awarie aut (dwóch różnych) w jeden dzień.
po dwóch dniach od tamtego wydarzenia miałam stłuczkę. unieruchomiłam seicento na 2 tygodnie.
na szczęście seicento już jeździ. wczoraj zostało dopieszczone i działa jak należy.
całe szczęście, że jechałam wtedy sama, zderzyłam się z przyczepką i nikomu nic się nie stało.
dzisiaj, niespełna pół godziny temu
jadąc prostą drogą. z mamą i tatą na pokładzie. nie wykonując żadnych gwałtownych manewrów.
zaczęło rzucać autem, zahaczyliśmy o barierkę.
wszyscy są cali, taty auto trochę ucierpiało (lewy bok z tyłu), ale można jeździć.
ja nie wiem co się dzieje.
czy to są jakieś znaki, że moje życie jest w niebezpieczeństwie?
czy że mam nie jeździć autem w ogóle?
czy że na coś mam zwrócić uwagę?
nie umiem czytać znaków.
i niby w takie rzeczy nie wierzę, ale zaczynam się zastanawiać czy nie pójść do jakiejś wróżki...
środa, 29 kwietnia 2009
gutta cavat lapidem non vi, sed saepe cadendo
zmieniam się.
uspokajam.
ucierpliwiam.
radośnieję.
piątek, 10 kwietnia 2009
Psuja Roku
mleko w porannej kawie sie zwarzy,
akurat Tobie popsuje sie komputer,
pozniej jedziesz do banku, ktory na Twoja niekorzysc zmienia warunki kredytu i do tego uswiadamia Ci ze i tak jeszcze miesiac bedziesz musial czekac na decyzje, co oznacza ze musisz renegocjowac umowe na kupno mieszkania, bo nie zmiescisz sie w wyznaczonym terminie...pod samym bankiem, kiedy cudem, w centrum znajdujesz miejsce do parkowania okazuje sie ze protfel z dokumentami zostal na biurku w pracy...
wiec wracasz, i pakujesz sie w korek,
jadac do banku drugi raz tego samego dnia psuje Ci sie auto, ktore jeszcze splacasz... malo tego, masz je ledwie 2 miesiace,
a wieczorem, jadac innym autem, znow cos sie w nim psuje...akurat Tobie...
w pracy robiac wazny i pilny raport dla szefa, wszystkie narzedzia, ktore maja Ci pomoc odmawiaja wspolpracy...
zlosliwosc rzeczy martwych?
***
Mam wrazenie ze wisi nade mna jakies fatum. jak juz wyleczylismy autko z wszelkich dolegliwosci chlodnicowych i naprawde nie mialo sie co zepsuc, musial sie znalezc inny sposob, zeby fatum dalo o sobie znac. tym razem autko ucierpialo naprawde.
wystraszylam sie okropnie. bardzo.
na szczescie Pan w ktorego przyczepe autko wjechalo byl wyrozumialy. Poniewaz jego przyczepa praktycznie nie ucierpiala nie widzial potrzeby zeby wzywac policje... szczescie w nieszczesciu.
moze to sa jakies znaki? bo ten pech ostatnio robi sie przerazajaco potezny...
wtorek, 31 marca 2009
powodów jest kilka:
od rana do późnego wieczora jestem poza domem,
nawet jak już do domu wrócę, to albo mam coś jeszcze zrobienia, albo jakaś praca przyniesiona do domu...
(chociaż obiecałam sobie dawno temu, że nie będę nigdy tak robić...)
i mam mętlik w głowie.
i nawet pisanie nie jest w stanie tego poukładać,
czyli sprawa, albo może sprawy są poważne...
napiszę coś, jak się pozbieram do kupy...
***
nie nudzi mi się, juz dobry rok.
http://www.youtube.com/watch?v=dKWkdmQjt2U
poniedziałek, 23 marca 2009
piątek, 20 marca 2009
Aby język giętki powiedział wszystko, co pomyśli głowa
a nawet jak sie probuje to i tak przewaznie zostanie to opacznie zrozumiane...
a jeszcze gorzej jak ktos chcialby wiedziec co komus innemu w duszy gra, a ten owy nawet sam sobie nie umie tego nazwac.
takie juz ograniczenia naszego jezyka...
a o ile byloby latwiej, gdyby sie mozna komunikowac ze soba za pomoca mysli
nie bylo by miejsca na domysly, niedomowienia, klamstwa i polprawdy.
ja naprawde nie umiem wiernie slowami oddac tych wszystkich uczuc i emocji jakie sa we mnie. no po prostu nie umiem...
chcialabym, ale nie potrafie.
***
przyszlo do mnie mega zmeczenie.
calym, dla mnie naprawde ciezkim, tygodniem
wczoraj bylo... fajnie (najgłupsze ze słów w języku polskim).
i dziwnie nieco.
wieczor pelen niewypowiedzianych slow...
i zle zrozumianych slow przeczytanych...
poniedziałek, 16 marca 2009
Potrafi powstać z odpowiedzi, jakiej sie nigdy nie udzieliło
Z historii jaka się nigdy nie wydarzyła.
Czasem nawet jak się nic nie powie, mówi się o kilka słów za dużo.
Więc jaki jest sposób?
Mówić coś czy nie rozmawiać o niczym?
Zaufanie.
Jak to się robi?
bo ja zapomniałam.
A jak próbuję sobie przypomnieć,
i wydaje mi się, że już jestem blisko, że dobrze mi idzie,
zdarza się coś, co przypomina mi, że powinnam zapomnieć, co to jest zaufanie.
Zdrada.
boli chyba najbardziej...
i rani najbardziej...
i jest mi tak strasznie przykro.
Bo już zaczęłam sobie przypominać jak to jest zaufać.
I znów okazało się, że nie powinnam
bo wygląda na to ze wszyscy oni są tacy sami.
sobota, 14 marca 2009
Kiedy pokazałam Ci mojego bloga, powiedziałeś, że się o mnie martwisz.
Bo masz wrażenie, że piszę, zwierzam się publiczności na blogu,
zamiast wygadać się Przyjacielowi.
Może to i tak właśnie jest?
Naprawdę, niewiele jest osób, które dzisiaj mogłabym nazwać Przyjaciółmi.
Na poprzednim etapie mojego zycia bylo ich dosłownie kilku.
z tych kilku do dziś przetrwalo ... jeden?
Ci, ktorych do grona przyjaciol zaliczac zaczelam wyjechali gdzies daleko,
wiec nie moge tak po prostu wbic sie do ich pokoju i poplakac, pogadac, zwierzyc...
gg, mail, telefon to nie to samo.
doszlo do sytuacji kiedy opowiadalam o moich najskrytszych myslach kazdemu kto chcial mnie wysluchac...
a to tak nie powinno byc
teraz juz tak nie robie, ale nadal sa chwile, kiedy potrzebuje sie wygadac
a Ci ktorzy sa mi bliscy
sa daleko
wtedy jest tu.
Mozliwosc.
wiec nie badz zly
i nie martw sie.
przyjedziesz z powrotem, bedziesz blizej
bede Cie nawiedzac i opowiadac o tym co mi na sercu lezy.
a tymczasem mam moje terrarium.
zagladaj tu czasem.
dowiesz sie co u mnie.
Gekon
poniedziałek, 9 marca 2009
aż jeść mi się nie chce.
Pewnie dlatego, ze karmie sie sama sobą ;-)
takie perpetum mobile.
...no bo skoro nawet w tak mało istotnej sprawie jak "Plan Naprawczy" nie potrafię być konsekwentna, to jak tu wziąć na siebie tak ogromne zobowiązanie i wytrwać...?
i jeszcze Siostra we mnie nie wierzy. Powiedziała mi to dzisiaj rano.
to mnie na pewno nie zmotywowało...
dawno nie miałam tak, żeby tak intensywnie rozmyślać o jakiejś konkretnej sprawie,
bo w sumie jakiś czas temu wyłączyłam takie myślenie zeby nie zwariować.
Może dlatego teraz tak opornie mi idzie...
sobota, 28 lutego 2009
środa, 25 lutego 2009
Wg. Wikipedia.pl:
Frustracja – zespół przykrych emocji związanych z niemożnością realizacji potrzeby lub osiągnięciu określonego celu. Czasem frustrację definiuje się jako każdą sytuację, która wywołuje nieprzyjemne reakcje: ból, gniew, złość, nudę, irytację, lęk i inne formy dyskomfortu. W innych wypadkach jako reakcję na przeszkodę w osiąganiu celu, do którego się dąży. Na przykład będę silnie sfrustrowany jeśli drzwi autobusu, do którego biegnę, zamkną mi się tuż przed nosem.
http://pl.wikipedia.org/wiki/Frustracja
ostatnio ja jestem sfrustrowana,
ludzie w moim otoczeniu, nawet jeśli nie skarżą się wprost, też chodzą sfrustrowani...
Dopada nas kryzys?
poniedziałek, 23 lutego 2009
podróż sentymentalna
Poczułam jak bardzo bliskie i znane jest mi to wszystko, co związane z Harcerstwem.
I jednocześnie jak bardzo dalekie...
Paradoksalnie.
Siedząc w kręgu, słuchając gitary i tak dobrze znanych dźwięków,
słów piosenek,
wpatrując się w blask świecy,
uspokoiłam się.
Uspokoiłam myśli.
Jednocześnie obserwując tak bardzo nowe dla mnie twarze,
czułam, że już tam nie należę. To już nie moja bajka.
***
Moje życie zmieniło się w ciągu ostatniego roku o 180st.
Chyba w każdej możliwej dziedzinie.
W ten weekend poczułam to bardzo, bardzo mocno.
Ale chyba jest mi z tym dobrze.
***
w niedzielę dowiedziałam się, że zmarł Dziadek
strasznie mi się przykro zrobiło.
wiele razy rozmawiałam z Ludźmi o tym, jakimi szczęściarzami Oni są, że maja jeszcze Dziadków.
I jak bardzo ja nie wiem, jak to jest Ich mieć, bo ich nie pamiętam...
Tym bardziej jest mi przykro, bo wiem, jak ważni są Dziadkowie
[*]
Trzymaj się ciepło, .
Gekon
niedziela, 15 lutego 2009
czwartek, 12 lutego 2009
To: B
09-02-2009
nadal mi nieswojo tutaj.
w domu
w pracy
w Polsce
tylko kiedy zamykam drzwi od mojego pokoju i wlaczam ulubiona muzyke, zaczynam sie czuc troche bardziej na miejscu.
ostatnio wałkuję zespol Mikromusic
sluchalam kiedys juz namietnie ich plyty, ktora wygrzebalam w zbiorach przyjaciolki. pozniej poszli nieco w zapomnienie, a ostatnio znow ich odkrylam na myspace:)
to taki chillout. do posluchania w zaciszu pokoju wlasnie. chociaz maja 18tego lutego w poznaniu koncert i bardzo mnie kusi zeby pojsc i zobaczyc, posluchac jak brzmia w klubie
i bilety w sumie nie sa drogie, moze sie skusze:)
a dzisiaj mialam wieczor na szukanie mieszkania.rozmawialam powazniej z siostra o kredycie i mozliwosciach. i tak sie naladowalam, ze chyba z 3 godziny spedzilam przegladajac ogloszenia w necie.
najbardziej przeraza mnie perspektywa biegania po nich wszystkich ogladania, przygladania sie, negocjowania
chociaz ciesze sie mysla ze moze starczy mi kasy na urzadzenie tego mojego miejsca zupelnie po mojemu
wreszcie wyzyje sie artystycznie-dekoratorsko
nie moge sie juz doczekac kiedy bede miala klucze od wlasnego m.wiem, ze to jeszcze troche, nawet bardziej niz troche,ze mnostwo zalatwiania i niewyobrazalne dla mnie na ta chwile pieniadze
ale chce, chce, chce!
musze sie wyprowadzic z mojego miasta, od rodzicow, byle dalej od ul.Króla i zaczac zyc po swojemu, bez balastu, probujac zapomniec o przeszlosci, a przynajmniej probujac nabrac dystansu do zdarzen
a wiem juz, po mojej wyprawie do londynu, ze dystans geograficzny pomaga nabrac dystansu emocjonalnego, mentalnego,
jestem w stanie nawet przestac palic zupelnie i kazda zlotowke wrzucac do swinki-skarbonki odkladajac te zlotowki magiczne
na nowa poduszke, dywanik, zaslonke, swieczke...do Mojego Wlasnego Mieszkania:)
***
musze zaczac znow wychodzic z domu, spotykac sie z ludzmi takze poza praca, bo znow zaczynam, jak kilka miesiecy temu wpadac w kierat
- praca - dom - praca - dom - praca...
bo zeswiruje
mialam tak duzo energii i postanowien na nowy rok
i jakos cala ta sila i energia
chec
wyparowala niepostrzezenie...
gupio.
Gekon
To: B
29-01-2009
moge sie pozwierzac?
jesli nie chcesz tego czytac, nie czytaj, ale ja lepiej sie poczuje wypisujac sie, to co mnie gniecie na duszy. sama swiadomosc ze to napisalam, do kogos, do Ciebie, pomoze.
jesli przeczytasz, bedzie okej, jesli nie - tez dobrze. po prostu.
a jesli zdecydujesz sie cos odpisac...? dobrze jest wiedziec ze ktos dzieli z Toba mysli, emocje...
dziwnie sie czuje... siedze sama w pokoiku z szyba, widok na caly dzial. gekon w terrarium. jakos czuje sie nie na miejscu. czesto sie zastanawiam czy dobrze zrobilam wracajac... kiedy podjelam decyzje o wyjezdzie do UK bylam pewna, ze podejmuje wlasciwa decyzje, ze to jest to, co wlasnie wtedy, w tamtym czasie, w sytuacji w jakiej bylam, moglam zrobic.
najlepsze rozwiazanie. najlepsze co moge zrobic dla siebie.
teraz nie mam takiej pewnosci co do mojego pobytu tutaj,nie czuje sie niezalezna - to po pierwsze.mieszkam z rodzicami, caly czas z kims jestem. na razie przynajmniej, musze do nich chodzic po kase jak na cos potzrebuje...frustrujace
marze o tym zeby sie wyprowadzic. jesli nie do swojego wlasnego mieszkania, to gdzies, do poznania na przyklad.
byle niezaleznie od rodzicow i rodziny
nawet nie masz pojecia jak to podnosi samoocene, jak jestes samowystarczalny zupelnie,
jak sam planujesz swoj czas, nie tylko rozrywki, ale tez, co sobie ugotowac na obiad i kiedy, kiedy posprzatac, kiedy zrobic pranie, kiedy poczytac ksiazke.
a z rodzicami?... moze i wygodniej, taniej, ale tak bardzo zaleznie... wynies smieci, powies pranie...
teraz
za 10 minut
dzisiaj
nie mozesz sobie sam tego zaplanowac
czuje sie osaczona i przygnebiona polska codziennoscia...moze to pora roku?pogoda tu przygnebia bardziej niz nawet kilka dni deszczowych w Londynie... a moze bardziej nastawienie ludzi?
"ponarzekajmy na co sie da"
to tak rozne i malo sympatyczne w porownaniu do angielskiego"thanks, I'm fine" na kazde "how are you?"
i wieczne kłócenie sie o wszystko
i niezadowolenie z siebie, z zycia, z miejsca w ktorym sie zyje, z pracy ktora sie ma...generalnie z wszystkiego...
...a moze jakas taka samotnosc?
... albo moze swiadomosc ze niedosc przezylam, niedosc widzialam, niedosc dobrze poznalam ludzi, z ktorymi sie tam zetknelam. jakis taki niedosyt...?
chce mi sie tam wrocic. chociaz na chwile, chociaz na kilka dni. tam szybko poczulam sie jak u siebie,tu niby tez u siebie ale nie do konca. obco troche.
pewnie, wiadomo, ze jak sie ma Kogoś, to latwiej i moze mi tez by bylo, ale jakos nie chce miec kogos na sile.tak zwanie "na klin"
jak sie znajdzie, albo On mnie znajdzie to bedzie.jak nie, to nie. samemu pobyc ze soba tez dobrze, siebie posluchac, co tam w duszy gra
zaczynam smakowac ten stan, ucze sie nie rozczulac nad soba, nie narzekac na samotnosc, chociaz czasem doskwiera to, ze nie ma sie przed kim wygadac, tak zwyczajnie.
jeszcze jeden powod dla ktorego mnie tu, w PL, cos gniecie Pan *.a w sumie nie on sam, bo chyba oboje uczymy sie zyc z pewna swiadomoscia
ja, ze On cos do mnie czuje
On, ze ja, niestety dla Niego, uczucia nie odwzajemniam.
tylko wszyscy wokol staraja sie mi unaocznic jaki on jest fajny, a ja to wiem.
no ale co z tego, nie poradze nic na to ze serce nie czuje tego co On by chcial zeby czulo
lubie ale nie kocham
a nie chce pchac sie w uklad, nazwijmy go zwiazkiem
gdzie jedna strona kocha
a druga nie
mam to za soba i nikomu nie zycze takich doswiadczen
lepiej byc samemu, niz unieszczesliwiać kogoś brakiem uczucia i zaangażowania
Miłosci
nie sadzisz?
Kolezanka, ktora byla jakis czas za granica powiedziala mi ze jej 3 miesiace zajelo dochodzenie do siebie, przyzwyczajanie sie, przestawianie na polska codziennosc. mam nadzieje, ze mi pojdzie szybciej, albo przynajmniej nie dluzej niz jej
zauwazylam cos jeszcze
tam caly czas naladowana bylam jakas taka pozytywna energia i z ta energia przyjechalam z powrotem do PL. ale jakos ta energia ze mnie ulatuje, znika.
mam nadzieje ze szybko znajde jakies zrodlo "ladowania" duszy
bo uschne
Gekon
To: eS
04-01-2009
pojutrze, a w sumie juz jutro, jade do Londynu.
ostatni raz, jak na razie,
to znaczy ostatni przed moim powrotem stamtad na dobre do Polski.
nie posiedzialam tam za dlugo, nie tak dlugo jak chcialam. to, to na pewno.
mialam byc jakies 8-9 miesiecy, wyszlo tego tylko 3.
malo
za malo
nie dosc
a jednoczesnie tak duzo sie w tym czasie wydarzylo.
tam bylo, mimo klopotow ze znalezieniem pracy, mieszkania, znajomych, mimo poczatkowych problemow z jezykiem i zaaklimatyzowaniem sie, spokojniej. dla mojej glowy. ducha, czy tam duszy, nazywaj to sobie jak chcesz.odpoczelam.chyba znow odnalazlam siebie
albo przynajmniej odnalazlam droge,zeby siebie odnalezc na nowo
bo ostatnich kilka miesiecy przed moim wyjazdem do Londynu czulam sie zagubiona, troche sama siebie nie poznawalam
te ostatnie kilka miesiecy w Polsce bylo dla mnie bardzo trudnych
tam, w Londynie nabralam dystansu do siebie, do pewnych spraw tutaj, w Polsce
to pozwolilo mi przemyslec kilka rzeczy
poukladac sobie wszystko na nowo w glowie
przewartosciowac pewne rzeczy
teraz mam plan
nie wiem, na ile realny, na ile starczy mi determinacji, sil, szczescia by go zrealizowacale znow mam cel i wiem do czego chce dazyc
znow mam marzenia
to chyba najwazniejsze i najbardziej wartosciowe i wazne, co przywoze ze soba z UK
nie wiem czy moglo sie bardziej szczesliwie zlozyc, ulozyc
nie zarobilam tam milionow, ale doswiadczenia, wiedza, swiadomosc, na ktorych ludzi na pewno moge w swoim zyciu liczyc, ktorzy ludzie zycza mi dobrze, a ktorzy niekoniecznie
sa warte wiecej niz najwieksze fortuny
poznalam tam wiele osob, troche mi zal ze nasze znajomosci, u ich poczatku, pewnie sie zakonczaa moze przetrwaja?wiem na pewno ze gdybym pobyla tam dluzej mialyby szanse przeksztalcic, przynajmniej niektore z nich, w przyjaznie
opadly tez nieco moje emocje zwiazane z M, K. i innymi trudnymi dla mnie relacjami
bardziej chlodno, ale i realnie patrze na to co sie stalo.i widze jaki wplyw na moje zycie one mialy
wszystko co dane bylo mi doswiadzczyc przez te kilka miesiecy
to wiecej niz moglam sie spodziewac
to wiecej niz wydarzyloby sie pewnie w moim zyciu przez kolejnych kilka lat, gdybym nie wyjechala
paradoksalnie, to ze bylam daleko fizycznie, geograficznie od pewnych osob dalo mi szanse zaciesnic, poglebic relacje, jakie miedzy nami byly, a nawet odnowic te, o ktorych myslalam, ze juz dawno umarly
zawodowo tez poukladalo sie, albo moze jest szansa ogromna ze sie pouklada lepiej niz kiedykolwiek moglabym przypuszczac.
wiem, ze gdybym miala raz jeszcze dokonywac wyboru:jechac - nie jechac, moja decyzja bylaby dokladnie taka sama
tak mnie naszlo na przemyslenia w srodku nocy i chcialam sie z toba nimi podzielic
bylam dzisiaj z siostra i szwagrem i ich znajomymi na lodowisku. bylo strasznie zimno, ale strasznie fajnie
padal snieg
duzo sniegu
cudownie
mam wrazenie ze czuwa nade mna Ktos Wielki i bardzo dba by bylo mi teraz na swiecie dobrze i bym spotykala dobrych ludzi
i nei wiem czym sobie zasluzylam, ale to doswiadczenie jest wspaniale
ostatnio kazda rzecz, kazde zdarzenie, kazde spotkanie pojawia sie dokladnie w momencie kiedy jest mi to najbardziej potzrebne
tego tez nauczyl mnie ten wyjazd: cieszenia sie drobnymi szczesciami
i te male szczescia czynia mnie szczesliwa
zycze Ci tego samego
wiem, ze ten mail jest zakrecony, nieskladny, z dupy wyjety i o niczym, ale tak mialam potrzebe napisac
Gekon
To: Ladybird
01-12-2008
Matko, jak tu zimno...
jestem w pracy dzisiaj
caly dzien siedzimy w kurtkach,
ja w zimowym szaliku, tak zimno...
Ladybird,
z K to juz z mojej strony na bank nic nie bedzie.
czuje tak. on mnie wkurwia,
- doslownie przeraza.
on mi czesto przysyla mmsy.czesto swoje zdjecia, taki narcyz:)
i ostatnio ma w twarzy cos tak dziwnego, zlego, co mnie przeraza. moze to jest tylko moje odczucie, ale naprawde ja widze w zdjeciach, powiedzmy, z okresu kiedy jeszcze bylam w PL a teraz, ostatnio, roznice. ogromna. dlatego tym bardziej boje sie mu powiedziec ze z nas nic nie bedzie. gotow jeszcze przyjechac i mnie za...chlastac czy cos.
i bedzie afera na cala europe:P
mam takie mysli, ze nawet gdybym do PL przyjechala teraz to bym sie nie chciala z nim spotykac. nawet nie chcialabym mu mowic ze bede przyjezdzac.
i jakos tak mi lepiej.
gadalam z M ostatnio na gg. chyba pierwszy raz od rozstania tak na spokojnie i szczerze. i dobrze nam sie gadalo. ja wiem, ze z tego juz nic nie bedzie, pogodzilam sie z tymi nawet juz nie chce. tak mi go po prostu brakuje, jak przyjaciela.
rozmawialismy tez o tym, ze oboje zdajemy sobie sprawe ze to nie beda takie ralacje, jak byly jak bylismy razem, ani takie jak zanim zaczelismy byc para.
ale chyba najfajniejesze jest to ze mimo to chce nam sie nadal gadac. i zrobic cos zeby nie stracic kontaktu na zawsze.
i z tym tez mi lepiej.
i jakos tak ostatnio poczulam ze juz mi sie nie chce mscic na meskim rodzie :)nie znaczy to ze chce byc z kims, co to to nie.ale jakis taki wiekszy spokoj wewnetrzny mam teraz.
i z tym tez mi dobrze:)
podczas ostatniego weekendu doswiadczylam tak wielu roznych emocji, ze koniec
*od euforii prawie w pt i takiego troche "katharsis" podczas tanca, jak wybralismy sie ze znajomymi do klubu, potanczyc tak... kiedy nie mialam potrzeby ani sie nikomu podobac na parkiecie, ani skupiac niczyjej uwagi, tylko tanczyc, zeby wyrzucic, przetanczyc jakies emocje co we mnie siedzialy i sie tak zrelaksowacpewnie alkohol tez nieco pomogl:) ale bylo mi tak dobrze ze bylo mi przykro jak kolo 4 chyba impreza sie skonczyla i zamykali klub.
a moze bylo wczesniej. albo pozniej?dokladnie nie wiem, bo troche stracilam poczucie czasu (szczesliwi czasu nie licza) i nawet nie mialam potrzeby sprawdzac, ktora godzina:D
tak bardzo mi bylo tego potrzeba, nawet nie zdawalam sobie sprawy ze taniec jest dla mnie taki wazny. a moze po prostu chodzi o to ze mi ruchu brakuje?
*przez zlosc straszna i smutek, jak zgubilam w niedziele w pracy telefon z ang numerem i wszytskie kontakty na SIM i 9£ ktore tam jeszcze byly do wykorzystania,
* i jakies takie rozdraznienie przez klientow, ktorzy byli niemili w niedziele rano i pchali sie na chama do srodka (troche rozumiem, bo strasznie zimno bylo)
* i rozczarowanie jak malo zarobilam za barem z tipow, na ktore tak liczylam teraz, zeby miec kase, zeby moc rodzinie cos na Swieta wyslac
* przez lekkie ...hmmm... nie wiem czy to dobre okreslenie... podniecenie? nie, lepsze bedzie ekscytacje, kiedy D niespodzianie pocalowal mnie w kark - nie widzialam go jak szedl. i skoro nie dalam sie calowac w usta znalazl inny sposob... a na mnie ostatnio takie male rzeczy TAAAAAk dzialaja, bo naprawde brakuje mi takiej wiesz, czulosci zwyklej, od-meskiej:)
* przez totalny relaks. mimo zmeczenia, podczas picia pysznego grzanego wina u znajomych na squat-cie, gdzie de factoo spedzilysmy czas od pt wieczora do niedzieli pooooooznego wieczora (no w moim przypadku wylaczajac czas na prace)
* po totalne zobojetnienie umyslu, przez zmeczenie ciala poznym wieczorem, w nocy w sumie, w niedziele, kiedy jedyne o czym bylam w stanie myslec to lozko i sen (no to 2 rzeczy):)
a co tam u Ciebie?bo ja moglabym tak jeszcze pisac i pisac, ale juz sie robi pozno i w sumie za niedlugo koncze prace:)moze pozniej mnie jeszcze najdzie na pisanie?
sciskami czekam na jakiegos mailika jak tylko znajdziesz chwile.
Gekon
środa, 11 lutego 2009
po co to?
I pisze sobie czasem w takim zeszyciku "do wszystkiego". Jak mieszkalysmy przez chwile na Battersea, mieszkala z nami Shirley, Amerykanka. I Shirley sie wyprowadzala chwile przed nami, tyle ze ona do Hiszpani az, nie tak jak my, do innej "Zony" w Londynie...:) i wyprowadzajac sie zostawila nam troche swoich rzeczy, na ktore, jak stwierdzila, nie miala juz miejsca - jakies naczynia, jakies jedzenie, termos, torbe, i wlasnie zeszyt. G. swoj miala, a mi sie bardzo takowy przydal, bo na Battersea nie bylo internetu i zeby cos sprawdzic, poszukac pracy musialysmy isc do kafejki (jak za starych dobrych czasow:)). i wtedy zeszyt bardzo sie do notatek przydawal. a teraz przydaje sie do notatek, takze tych z zycia...
Wierszy nie pisze. Jakos romantyzm ze mnie wyparowal. Ja juz w ogole nie jestem romantyczna...
To: Ż
08-11-2008
Hej,
Dzisiaj czuje sie juz lepiej, nie spie caly czas, wiec z nudow nieco, z ciekawosci i zeby porobc porzadki zaczelam przegladac ostatnia poczte i tak mnie tknelo, ze chyba do Ciebie mail nie poszedl!... no o teraz potwierdzilas me najgorsze przeczucia... wybacz, nadrabiam.
nasz gospodarz poszedl na piwo (nie kojarzyc ze scenami upijania sie w trupa na ulicy tanim winem z serialu "londynczycy" ;)) wiec zostalam sama w pokoju, mam laptopa, net (ktory od czasu do czasu sie wylacza), "Pozytywne wibracje 6" i zrobilo sie calkiem milo.
no bo sie pochorowalam,
we wt zaczelo mnie gardlo bolec, pozniej stracilam prawie glos (mi zawsze siada na gorne drogi oddechowe), przypaletal sie katar i tak zalegam do dzisiaj w lozku...
a wszystko przez G., spie z nia w jednym lozku, a ona sie dziecmi opiekuje. no i w zeszlym tygodniu male byly chore, przyniosly cos z przedszkola. zarazily Oną, ktora lezala caly weekend... ja bylam w pracy, z sob na nd 14 godzin, wiec jak wrocilam wykonczona, polozylam sie do naszego wspolnego lozka, no to zlapalam to cos od G... niesprawiedliwe jest to, jej juz w sumie przeszlo ok. wt/sr. a ja leze i kaszle i smarkam nadal i konca nie widac... ale przynajmniej juz mnie tak wszystko nie boli... jak w srode sie obudzilam czulam sie jakby mnie ktos bejsballem bil cala noc....
w ten wt to sie nawet z pracy musialam zwolnic, bo nie bylam w stanie nic zrobic, marzylam tylko o lozku, nie moglam mowic, przelykanie i oddychanie bolalo...
bez sensu, ale dobre i to ze te objawy juz mi przeszly:)
a ogolnie co...?
no, jak pisalam wyzej troche pracuje, ale nie jest to na takich warunkach jak bym chciala zeby to wygladalo... u hindusow mam 2 dni w tygodniu, za 5,5 co jest ponizej najnizszej stawki... zgodzilam sie na te warunki nie wiedzac jaka jest najnizsza stawka, no coz, czlowiek uczy sie na bledach... do tego malo godzin, wiec jedyne co mam to moze mozliwosc zdobycia jakiegos doswiadczenia. no zobaczymy.
na razie tam siedze, poki nie znajde czegos lepszego...
w weekendy jestem w klubie, w sumie to w 2.
poczatkowo mialam pt, sob i nd w 1 klubie.
pewnie troche przez kryzys tna ludziom godziny i mi sob odpadly, niektore pt tez...
za to w jakby "siostrzanym" klubie zaproponowali mi trening za barem, chyba sobie poradzilam, bo teraz chca mnie na soboty.
w te sobote z oczywistych wzgledow nie pojde, zakaszlalabym klientow na amen...:)
to jest spoko, bo nie ma nic skomplikowanego, jesli chodzi o przyrządzanie drinkow, bo klientela niezbyt wybredna, do tego glownie gejowska, wiec nikt nie zaczepia:) no i zostawiaja calkiem sporo napiwkow, co mnie ratuje w tygodniu...
Dzisiaj dostalam NIN wiec wreszcie zaczne dostawac normalnie kase, wiec bede miala szanse zobaczyc, czy to mi sie tak naprawde oplaca...
hehehe.... do tego chlopaki z ochrony powiedzieli ze jakbym chciala do ich ekipy dolaczyc to nie ma problemu. musialabym tylko jakies uprawnienia zrobic. na to trzeba kasy. kto wie, jak nie znajde pracy, ktora mnie interesuje, to sie nad tym powaznie zastanowie, bo za ochrone ma sie duzo lepsza kase...
co do facetow.
nie jestem juz tak czesto na obstawie imprez w pt wiec i propozycji randek od klientow mniej - no bo jakby ze strony gejow trudno sie spodziewac czegos takiego :)
nadal wsrod ekipy klubow jest kilka jednostek usilnie probujacych sie umowic.
D, ktory wkrecil mnie za bar i nauczyl podstaw jest tak bezposredni, ze nawet nie pozostawia cienia watpliwosci w jakim celu chcialby sie na obiad umowic. i to juz nie jest fajne...Brazylijczyk i to sporo mowi o nim...
A, szef ochrony w klubie gdzie jestem stewardem, dla ktorego jestem "Sweet Cockie" chcial zebym byla jego dziewczyna... odkad powiedzialam mu ze nie chce miec chlopaka, nie jest nachalny tylko chodzi, sie usmiecha, czasem zagada, i patrzy... wyobraz sobie wzrok Kota w Butach ze Shrecka 2.... no, to cos takiego :) a jak zestawisz to z jego 190cm pewnie wzrostu, 160ch w barkach, skora w kolorze gorzkiej czekolady i reka ktora gdyby chciala potrafilaby zabic slonia (taki nasz Pudzian) - chociaz z tego co zdazylam zaobserwowac jest oaza spokoju - no to masz caly jego obraz...
T - ze tak powiem, najnowszy z nich wszystkich:D T usilnie probuje sie ze mna umowic, na kawe chocby, przyjawszy informacje o tym ze nie chce zadnego faceta stwierdzil ze przeciez mozemy byc przyjaciolmi. pisze do mnie co jakis czas smsy ponawiajac zaproszenia, zapewniajac o czystych intencjach.T tez jest ciemnoskory.
nie zebym byla rasistka ale jakos chyba oni nie sa w moim typie. popatrzec moge, ale jakos sie sama nie wyobrazam na randce ani z T ani z A, to jest chyba tylko kwestia ich sposobu bycia...
jest jeszcze kilku chlopakow ze staffu, ktorzy sa uroczy, ale nie zarzucaja mi zadnych propozycji wprost. i dobrze!
rozmawialam ostatnio z managerem klubu, mowil mi ze chlopaki ze staffu dziekowali mu ze mnie przyjal, bo jestem ladna i mila, i w ogole fajnie i pytal czy mnie nie mecza...:D
i ze im zakazal nagabywania mnie.:)
manager tez jest gejem, wiec jakos mu wierze ze tak bylo... lubie go. zadzwonil dzisiaj zapytac czy dam rade pojawic sie w niedziele. i jak sie czuje. powiedzialam ze sie postaram w niedziele byc, powiedzial ze mam dac znac jakbym nie miala sily, ze bedzie spoko, a jak przyjde postawi mnie gdzies gdzie jest cieplo i nie ma przeciagu:) kochany!
bo ten moj brak zaufania... ciagnie sie za mna ta historia z M. jak jakis smrodek... nie chce sie to zamknac i dac mi spokoju.
tyle km odleglosci a mysli takie podobne...
bywa ze piszemy z M. i najstraszniejsze jest to, ze jestem zaskoczona, ze bywa mozemy normalnie popisac, bez zlosliwosci. no dobra, zdazylo sie to raz. ostatnio jak bylam chora.
nawet chyba sie przejal tym faktem i napisal ze jakbym potrzebowala antybiotykow czy cos, to jego brat moze wypisac recepty a On mi przesle lekarstwa...
prawie sie wzruszylam....
nie no, to bylo mile. trzeba przyznac.
ale jest we mnie taka gorycz, jak mysle "M." od razu pojawia sie mysl "Tak szybko zwiazal sie z inna"
no i K. ten kumpel/ juz nie tylko kumpel ze szkoly. bo niedlugo przed moim wyjazdem zaczelismy krecic bardziej cos.
moze i bylo tak, ze mial byc lekarstwem na M., ale pozniej przestalam na chwile tak myslec.
tylko ze K. jest specyficzny, nawet jego znajomi maja problem zeby Go zrozumiec.
ja myslalam ze mi sie udalo. i chyba sie pomylilam...
byla taka historia ze On mial wypadek, w efekcie niegrozny, zasnal za kierownica, jezdzil cala noc, po tym jak mu oznajmilam, ze nie spedzimy razem wieczoru, po prawie nieprzespanej nocy i dniu z poznania wrocil do koszalina i pozniej cala noc znow jezdzil. i zasnal. prawie uderzyl w drzewo. mial szok pourazowy i wstrzasnienie mozgu. lekarz zalecil mu odpoczynek od pracy i brak stresu, on nie posluchal i nadal pracuje. i ostatnio zemdlal i pogotowie zabralo go do szpitala.
i zaczal mi robic cos takiego, co mi sie przestalo podobac. bo ja zaczelam miec wyrzuty sumienia, choc wiem ze to nie moja wina, ze sam potrzafi juz zdecydowac co jest dla niego dobre a co nie, co jest madre, a czego lepiej nie robic, sam jest w stanie ocenic co moze a czego nie. i on zwykle wybioera to czegoi nie powinien robic... a on np. pisal mi tylko ze wlasnie - pogotowie zabralo go do szpitala, ale nic wiecej mi nie powie, bo nie chce o tym rozmawiac...
a ja jak glupia spedzalam godziny na rozmyslaniu nad przyczyna...
i w pewnym momencie doszlam do wniosku, ze to jest jego sposob na mnie, zebym o nim myslala...
tylko ze to troche chore co nie?
nie wiem czy rozumiesz o co mi chodzi.
ze mozna myslec i Myslec.
myslec mozna jak sie o kogos martwi, jak jest jakis problem...
a on chcial zebym w ten sposob Myslala o nim - cieplo, z uczuciem...
tylko to u mnie dziala w druga strone.
i jak zaczelam rozmowe na ten temat z nim
to on w ogole z innej beczki, ze on czuje sie oddalam, ze bije ode mnie chlodem, ze traktuje go jak zabawke...
a ja w ogole nie o tym, chcialam mu napisac o moich uczuciach, myslach, co mnie boli, rozumiesz?
wiec mu napisalam ze ma zaczac czytac co ja pisze i ze jesli chce budowac jakas relacje ze mna czy kimkolwiek to powinien byc przygotowany nie tylko na slodkie "tesknie" i "brakuje mi Ciebie", ale tez na powazne rozmowy, problemy, to ze 2 osoba chce sie podzielic takze tym, co jej nie pasuje w tej pierwszej. ze to sie nazywa prawda i szczerosc i na tym sie moim zdaniem powinno budowac jakiekolwiek relacje... i napisalam ze jak sobie to przemysli i bedzie chcial normalnie jak dorosli ludzie porozmawiac to ma dac mi znac...
a On sie obrazil i przestal odzywac... cale 6 dni nic. siodmego dnia (heheh, skojarzylo mi sie z biblia, nie zdziwilabym sie jakby to bylo przez Niego zaplanowane...) , czyli dzisiaj odezwal sie jak gdyby nigdy nic, slowami "dzien dobry i milego dnia"...
tylko ze mi w tym czasie cale zauroczenie nim przeszlo. totalnie. bo ja tez przemysliwalam pewne sprawy
...
i jest *. * tez mowil ze zakochany we mnie. od dawien dawna. i * jest kochany facet, ale ja w nim kumpla, brata widze a nie faceta widze... z * piszemy maile czasem, wiem, ze on o mnie mysli czasem/czesto. kilka razy do mnie tutaj nawet zadzwonil, czym sie pewnie zrujnowal...
a ja nie chce zeby on sobie mna glowe zawracal...
no i powiedz
czy to nie jest niesprawiedliwe?
a jeszcze z wiesci takich lzejszych, w sam raz na koniec
bo ja bardzo lubie tanczyc
salse konkretnie
nie umiem jakos wybitnie, ale G. nauczyla mnie podstaw i cos tam umiem...:)
dobra,
ale elaborat...
uffff
ale no co, tyle sie dzieje, ze pozniej 3 zdania nie starcza na opisanie wszystkiego.
Ż, sciskam mocno
pozdrow Hugo ode mnie.
napisz jak Nadzieja sie czuje jako Kom Chor
i w ogole co slychac,
choc zdan kilka
ja tez lubie dlugie maile, nie tylko pisac:)
Gekon
To: Ladybird
14-11-2008
Ladybird...
co u Ciebie?
ja mam dzisiaj wolne, wiec
sprzatam,
robie pranie,
sprzatam,
wysylam cvki,
sprzatam,
slucham muzyki,
sprzatam,
jem...:)
w miedzyczasie gadalam dzisiaj z K.,
wiesz, jakos ten kontakt caly czas mamy, dosc intensywny (jesli przelozyc to na ilosc smsow i mmsow od niego, gadu-gadanie i maile)
tylko mi coraz bardziej jakos tak...no coz, tu duzo gadac
wkurwia mnie ostatnio na maksa
jakis dziwny sie zrobil (wszyscy wspolni znajomi z ktorymi mam kontakt to mowia)
jakies ma jazdy emocjonalne czy cos w tym stylu potrafi jednego dnia byc taki wiesz romantyczno-usychajacy-z-tesknoty
a nastepnego zasadzic mi taki tekst, ze ja pierdole, jest mi conajmniej przykro.
ja nie wiem czego sie po nim spodziewac, ma jakies problemy zdrowotne, byl w szpitalu ostatnio na obserwacji, pogotowie go zabralo... i w sumie to nic wiecej nie wiem, bo mi nie chcial powiedziec... tak wlasnie robi, ze zasadzi jakis tekst, niedopowiedziany, z nim zwiazany, np. bylem w szpitalu na obserwacji, i nie chce wiecej o tym rozmawiac. a ja sie zaczynam zastanawiac co mu jest, moze smiertelnie chory, moze cos powaznego, a moze po prostu ze stresu i zmeczenia mu sie gorzej zrobilo...
no i tak sobie wroze z fusow
a pozniej dochodze do wniosku ze bez sensu
bo i tak nie wymysle
i przestaje zwracac uwage na takie rzeczy jak mi pisze.a wtedy dostaje np. smsa pod tytulem "jakims chlodem od Ciebie wieje ostatnio, nie bede Ci wiec glowy zawracal, baw sie dobrze wsrod nowych znajomych..." rozumiesz? takie teksty. czasem w domysle, a raz nawet wprost sugestia ze sie zadaje z niewiadomo kim i na niewiadomo jak zazylych stosunkach...ze nie wiadomo jak sie tutaj i z kim prowadzam...
zaczynam sie zastanawiac, czy on ma wszytsko okej z glowa, czasem mam wrazenie ze on, swiadomie lub nie, stosuje cos jak szantaz emocjonalny.
bo ja zaczynam miec wyrzuty sumienia, jak powiem mu cos niemilego (dla niego) w sensie jakas prawde,
albo jak chce powiedziec,
albo jak mi cos nie pasuje w tym co robi albo jak robi w stosunku mnie. albo siebie.
Mam dosc facetow, serio
tutaj jest kilka facetow (z pracy) ktorzy chcieliby sie umowic, na kawe, albo na lunch albo na obiad
i nawet jak maja naprawde czyste intencje(bo czesto nie maja, wiesz chodzi o zaciagniecie laski do lozka)
to mnie to odrzuca
no normalnie mam obrzydzenie do facetow w swej istocie
nie do poszczegolnych osobnikow plci meskiej, ktorych lubie jako ludzi
ale generalnie do facetow
juz myslalam ze mi sie ten stan zaczal cofac po rozstaniu z M
ale nie. wrocilo
a o M. to moglabym pisac i pisac
co uslyszalam, a raczej przeczytalam juz tutaj bedac
mowilam Ci ze ma nowa laske?mowilam chyba
ale to co uslyszalam o imprezie pozegnalnej
wtedy w pt przed naszym wylotem
ze jaka jestem zlosliwa, wyrachowana
ze nie jestem soba tylko kogos udaje
ze to co jak i z kim robie jest...i... bla bla bla
masakra
w zyciu nie spodziewalabym sie tego po osobie ktora byla mi najblizsza przez tak dlugi czas
i ktorej ja ponoc bylam najblizsza przez dluzszy czas
zle sie czuje przez takie mysli ostatnio.bo generalnie jest spoko calkiem
napisze jeszcze.
weekend przede mna.pracowity
sobota za barem (tak, za barem. nic specjalnego bo i klientela niewymagajaca, ale napiwki wpadaja:):))
a niedziela przy obsludze imprezy.
i jedno czego sie tam naucze na pewno to asertywnosci wobec facetow:P
sciskam
Gekon
From: Ladybird
To: Gekon
Jasne Gekon,ze myśle jak tam sobie radzisz i w ogóle ....chociaż tak naprawdę wiem, że co by nie było zawsze wyjdziesz na prostą...tak to już z Tobą jest. Masz w sobie tą fantastyczną właściwośc spadania na cztery łapki, radzenia sobie w zyciu itd...mimo...iz tak do końca w to nie wierzysz myślę....Ale to normalka.Mnie tez sie czesto wydaje,ze z czyms tam nie dam rady a potem samo jakoś sie prostuje:)
Wiesz, tak sobie myslę o tych Twoich mężczyznach...Zarówno K. i M. to silne osobowości.Dlatego przyciągaja, pociagają.Bo sa inni, oryginalni, robia w zyciu fajne, fascynujace rzeczy.Ale...sa młodzi, nieukształtowani jeszcze emocjonalnie.Podejrzewam,ze nie gotowi na dojrzały,odpowiedzialny zwiazek.I teraz... wyobraź sobie:na ich drodze życiowej staje taka kobieta jak Ty...Piekna, inteligentna i co najwazniejsze...wyluzowana, taka kobieta kumpel,powiernik przy której nie trzeba udawać kogoś innego.Przy której mozna sie otworzyc i tak najnormalniej pogadać.I oni sie pootwierali, bo czuli,ze przy Tobie mogą....Myślę, ze niejednokrotnie mieli okazję wywrócic swoja duszę na lewą strone własnie przy Tobie.:)No i w tym cały problem z tymi chłopacami.Bo czy nie jest tak,ze to własnie Ty poznałas ich ta słabszą , ta intymna stronę?że były momenty kiedy zdejmowali oficjalna maskę inteligenta, artysty, ryzykanta i stawali sie małymi chłopcami?Pewnie niejednokrotnie.A wiec znasz ich słabe punkty...a skoro znasz to znaczy,ze przestali byc dla Ciebie zagadką.Przynajmniej w ich pojęciu.I tu zaczyna sie klarować odpowiedź skąd te emocjonalne huśtawki u nich....Tupia sobie nózkami, bo wiedzą,ze bedziesz się martwić.Chowaja się za jakimis wymysłami,zebyś się choc trochę zaskoczyła,zebys nie myslała,ze sa tacy przewidywalni.Wiem Gekoniku,ze tak to jest, bo ja tez miałam takich facetów...i też bywałam tym powiernikiem.Ale potem zaczynały sie jazdy, bo za dobrze ich poznawałam...wiec musieli wnosić sie jeszcze wyżej na emocjonalny wierzchołek,zebym nie mogła juz rozumieć, zeby nie byli tacy dostepni.Dlatego typu faceci albo bede ciągle zmieniac kobiety albo zwiążą się z prostą dziewuszką, która nie bedzie wnikac w ich dusze ale bedzie szczerze i naiwnie podziwiac ich indywidualność...Bo o to im chodzi.Pamietaj,ze tego typu faceci to narcystyczne dusze.:)
No to takie spostrzezenia starszej kolezanki.Ale oni moga tez sie pozytywnie ukasztaltować.Maja jeszcze czas.
P.S. Moj B. tez taki był...i wyrósł z tego.
No i pomysl ze 3 razy zanim zwiazesz sie z kims trudnym.Bo łatwiej jest zyc z kims prostszym ( nie prostakiem) i otwartym.Proza życia kiepsko toleruje odjechańców:)No i pamiętaj...musi tańczyc salsę!!!!:)
No to baw sie Gekon ile wlezie i nie przejmuj sie za bardzo.:)
Całuski
Ladybird
Re: To: Ladybird
Amen.
Tylko ja wiem juz ze nie chce sie wiazac z takimi facetami...
K. mial tu, do Londynu, przyjechac, cos tam nie wyszlo w koncu, po prawdzie to focha jakiegos strzelil. i w sumie dobrze. bo ja juz chyba nie chce zeby przyjezdzal.
wczoraj kolejnego focha strzelil. jak zaczelam pisac mu co naprawde mysle, jak czuje i jak odbieram to co mi pisze, a On sie obrazil, napisal ze juz nie ma ochoty rozmawiac
i od wczorajszego poludnia cisza, co nie jest normalnym stanem.
i nawet mi chyba tego jakos strasznie nie brakuje
napisalam mu maila, gdzie probowalam mu wyjasnic moj punkt widzenia, bo wiem ze jak sie na gg pisze to nie zawsze ta druga strona zrozumie dobrze co sie mialo na mysli.i nawet nie odpisal nic,
dzieciak, chyba, nie?
mam dosc takich historii. chce spokoju, normalnych facetow, z ktorymi mozna porozmawiac o wszytskim
o muzyce i ksiazkach
o sztuce
o zyciu
o uczuciach
o polityce
i nawet o pogodzie
nie popaprancow, ktorzy sami nie potrafia sie okreslic, sami siebie zrozumiec, a wymagaja tego od otoczenia... i od razu sie zakochuja
moze sie taki jakis chociaz jeden znajdzie?chyba sobie jakiegos kumpla-geja poszukac...:)
milego wieczoru Ladybird,
ja moze sprobuje sie przekimac przed praca.
sciskam mocno
i dzieki za madrego maila.
To: M-a
14-11-2008
hej M-a,
u mnie nic nowego, w sumie:)
wiec napisze Ci ci nienowego u mnie.
pracuje nadal gdzie pracowalam, czyli w tyg u Hindusow, w weekendy w klubie.
U Hindusow bylam 2 dni tylko wiec kasa bedzie strasznie nedzna, wiec szukam nadal lepszej pracy.
za lepsza kase.
najlepiej na full-time.
wysylam cvki, mam nadzieje ze cos sie wykroi...
i to juz niedlugo, bo o ile u Brodatego jest okej, mili ludzie, wiecej nie-Hindusow, w ogole wieksza firma, o tyle u V...
powiedzial mi tyle ze mam sprzedawac, niewazne jak, moja brocha, i do tego chyba probuja mnie w elektronike wrobic, na czymm w ogole sie nie znam (sama najlepiej wiesz:)).. i w ogole jakos malo sympatycznie...
wiec szukam czegos lepszego.
no i klub. laski juz mnie nie podrywaja, za to faceci bywaja uciazliwi.
a ja dopiero ucze sie, jak splawiac kolesi.
wiesz jak to jest, jak tyle lat byla posucha, to teraz jak ktos chce sie umowic to ja nie wiem, jak odmawiac, no brak doswiadczenia po prostu. nie mowie ze sie umawiam z kims czy cos, ale wiesz, zagaduja, mecza o numer tel...
w zeszlym tygodniu zaproponowali mi trening za barem. myslalam ze bede sobie stala z boku beda mi pokazywali jak sie robi rozne drinki, i moze cos tam bede pomagac robic. a tu po wstepnym przeszkoleniu jakie alkohole sa, za ile i co z czym mozna w sumie mieszac, co trwalo moze .. ja wiem?... godzine?... wstawili mnie za bar, normalnie, wiesz, impreza w toku, mnostwo ludzi na parkiecie i przy barze a oni mowia tak:
tu jest kasa, tu masz czytnik i dalej, do pracy...
no masakra,
na poczatku nic nie rozumialam co zamawiaja, nie moglam sie odnalezc, co gdzie jest, liczenie reszty zabieralo mi lata swietlne...
ale po 7 godzinie za barem smigalam tak ze koniec.
no i na napiwkach zarobilam wiecej niz u Hindusa w 1 dzien.
Angole i wszyscy inni w tym klubie niezbyt wybredni,
wodka z red bullem,
wodka z sokiem,
wodka...
piwo, piwo, piwo.
Jack Daniels z cola,
malibu z cola (bleee),
piwo, piwo, piwo...
ale przynajmniej napiwki zostawiaja:) w sobote znow ide za bar. mam nadzieje ze napiwkow bedzie jeszcze wiecej:)
a. no i dzieciakow ostatnio pilnowalam:) u polskiej rodziny, mieli polska tv wiec sobie cos tam poogladalam.ale wiesz nawet mnie jakos nie ciagnelo.
wczoraj bylysmy z G. znajomym caly dzien w muzeum,
a pozniej mialysmy isc do znajomych G.,
ale jak juz sie wyszykowalysmy, wiesz, makijaze, te sprawy,
zadzwonili ze osoba u ktorej mielismy sie wszyscy spotkac nie zostala powiadomiona o tym fakcie wiec nic z tego nie wyszlo.
ale stwierdzilysmy ze no nie mozna zaprzepascic takiego wieczoru,
sprawdzilysmy w necie, wyciagnelysmy A. (u ktorego mieszkamy) jako obstawe i pojechalismy do centrum na salse.
Boze M-a jak ja tanczylam!ja nawet nie wiedzialam ze tak umiem! to byl taki prawdziwy salsowy klub, zespol gral na zywo, pyszne mochito, FACECI KTORZY TANCZAAAA!!! naprawde tanczyli, w ogole wszyscy w parach, faceci naprawde umieli prowadzic w tancu.... no CU-DO-WNIE. na bank tam jeszcze pojdziemy.
a dzisiaj moze wypali wyjscie do tych znajomych, ja mam dzisiaj wolne wiec bedzie alkohoool:)
a jutro do klubu do pracy. najpierw za bar a rano jako steward.
(...)
ja mysle o Tobie bardzo czesto. i cieplo
i trzymam za Ciebie, za Was, za Synka i Ciebie, kciuki.
zeby Wam sie poukladalo.
pisz jak najczesciej
sciskam mocno
Gekon
To: Gekon
(brak tematu)
10-11-2008
smutno mi że milczysz...
że oszczędnaś w słowach
że wstając rano i włączając neta nie napiszesz na gg / smsa jak toniegdyś było...
smutno żeś milcząca ostatnio...
jakoś bardziej niż zazwyczaj...
może to moja tęsknota, może przewrażliwienie,
ale czuję jakby Cię mniej ostatnio w moim życiu, nawet tym wirtualnym...
pomyśl nad tym
proszę
Re:
From: Gekon
To: K.
smutno mi
ze nie umiesz sie wczuc w moja sytuacje,
ze nie rozumiesz, jak mi tutaj jest.
ze mi inaczej.
ze nie wlaczam rano neta bo biegne do pracy,
ze w pracy nie mam juz czasu na pogaduchy i prywate, bo mi tu caly czas patrza na rece,
ze chce sie sprawdzic i jakos sobie poradzic
ze nie jest mi latwo bo wcale nie jestem pewna siebie, chociaz taka udaje,
ze tesknie za domem i bliskimi mi ludzmi,
a Ty...
ze nie mam takiej swobody finansowej i 3 razy zastanawiam sie zanim wydam funta - np. na smsa
ze jest mi glupio, bardzo glupio, proszac Rodzicow narazie o placenie moich rachunkow w Polsce, takze za tel i ze nie chce tych rachunkow zawyzac.
nie ulatwiasz mi kiedy, jak juz sie odzywam, bywasz dla mnie niemily i zamiast cieszyc sie z tego ze wreszcie mozemy popisac, okazujesz mi tylko jak bardzo jest Ci zle i jak bardzo jestes zly, ze nie jest tak, jak bylo.nie pielegnujesz w pamieci chwil kiedy mam wiecej czasu i sily i kiedy smsujemy zawziecie
i nawet nie oczekuje ze zrozumiesz moja sytuacje,
bo w koncu sama chcialam tu przyjechac,
sama chcialam zaczynac wszystko od poczatku
sama chcialam byc daleko od rodziny i tego co mi dobrze znane i co kocham
tylko pomysl sobie, ze to moze mi jest trudniej niz Tobie
i ze moze to ja potrzebowalabym wsparcia i zrozumienia dla mojej gorszej kondycji
wiekszego skupiania sie na sobie
wiekszego egoizmu
zamkniecia sie troche na swiat
sam wiesz, jak postepuje w trudnych sytuacjach. wylaczam sie na ludzi
skupiam na zadaniu jakie przede mna stoi i cala energie poswiecam na jego realziacje.
jestes jedna z naprawde niewielu osob, z jakimi nadal stale sie kontaktuje.
jesli mialabym jeszcze raz podjac decyzje o wyjezdzie, zrobilabym to.
tego czego tu doswiadczam, nie zamienilabym na nic innego
to co tu przezylam juz i co jest jeszcze przede mna, bardzo duzo juz mi dalo
i mysle ze jeszcze wiele mi da
z dnia na dzien czuje sie tutaj coraz lepiej, coraz lepiej radze sobie z jezykiem i z przekraczaninem bariery jaka jest dla mnie mowienie po angielsku
a co jest dla mnie straszliwie meczace intelektualnie, jak na razie przynajmniej...
i tak, jest to Twoje przewrazliwienie...
wiem ze sie ostatnio mniej odzywam, ale kazdy chce wiedziec co u mnie, co z praca i pieniedzmi. i choc wiem, ze to z dobrych szczerych intencji te pytania, to sa meczace. i ostatnio mam wrazenie ze kazda rozmowa dotyczy tylko tych kwestiii
nie chce mi sie juz wiecej o tym rozmawiac
wiec jak stwierdzisz ze chcesz ze mna porozmawiac o czyms innym, to ja bardzo chetnie sie z Toba na taka rozmowe umowie.
to tyle chcialam rzec.
Egoistka w Londynie
From: Gekon
6-11-2008
Hej M-a.
Myslalo mi sie o Tobie dzisiaj kilkakrotnie w ciagu dnia
Sama nie wiem dlaczego.
Przyszlo do mnie zniechcenie. Masakrycznie sie dziwie ze tak szybko...Tzn. nie chce stad wyjezdzac, ani nie zaluje ze przyjachalam, ale...
Ja naprawde lubilam swoja prace w Polsce, szkoda mi teraz troche tego co bylo...
to co robie tutaj teraz, wiem, ze jest na poczatek i ze wazne ze prawie od razu cos znalazlam, ze cos jakas kase mam z tego...
no ale... no wlasnie
dzisiaj mam jakis kryzys.
dzisiaj w ogole caly dzien z Mamkenem mailowalam, sluzbowo - oczywiscie - ale tak mi dobrze sie z nia pisalo, bo po roku pracy z nia, mamy juz takie "klik", rozumiesz, ze czesto bez slow lapiemy o co tej drugiej chodzilo...
z hindusami tak nie ma...
no w ogole to sa mili (czasem maja jakies muchy w nosie, ale to cyba jak wszyscy ludzie po prostu) ale...
Ty, no pisz do mnie cos... bo ja sie martwie o Ciebie
Ty nie mysl sobie ze o Tobie nie mysle, ze zapomnialam, ze mi nie zalezy na kontacie z Toba, bo to totalna nieprawda...
Mysle i nawet za Toba tesknie,az sobie chyba jutro normalnie muesli kupie, chodzi za mna od dni kilku, takie muesli z jogurtem i bananami:)
dzisiaj dostalam jakas kase od Hindusow, wiec na muesli stykne:)
u mnie nic ciekawego tak naprawde...
moglabym przekopiowac pol maila sprzed tygodnia i nadal bylby aktualny
nadal mieszkam(y) katem u znajomego korzystajac z jego dobroci i goscinnosci
nadal jemy z jego lodowki
nadal pozyczamy od niego pieniadze jak ich nie ma (mam nadzieje ze to naprawde stan przejsciowy a nie permanentny:))
zaczelam prace u Hindusow i jest tak se, byloby lepiej gdyby nie najnizsza stawka godzinowa... nadal w weekendy klub, ostatnio zadzwonil jeden koles stamtad i zapytal czy nie chcialabym za barem sprobowac. Ide na to bo napiwki beda:)
jeden z kolesi stamtad chce sie ze mna na obiad umowic,ale slyszalam ze : cytuje: "on rucha wszystko, co sie rusza".
jakos nie mam ochoty na TAKIE "przyjaznie"w ogole na "przyjaznie" nie mam ochoty...
M-a, jest pozno, ja wstalam bardzo wczesnie,
wiec wybieram sie do krainy szczesliwego snu. trza sie wyspac bo wieczorem do pracy:)
pisz pisz pisz co u Ciebiechce wiedziec WSZYSTKO!
sciskam najmocniej
Gekon